Aby dostać się do albańskiego parku narodowego Bredhi i Hotovës – Dangëlli, którego kanion Lengarica wraz z gorącymi źródłami jest częścią- trzeba najpierw pojechać do miejscowości Përmet. Samo miasteczko ze swoją górniczą przeszłością jest słabo interesujące, ale za to rozpościera się w niesamowicie malowniczej dolinie rzeki Vjosy. Wiedzeni obietnicą relaksu na łonie cudnej natury podążajcie do miejsca o nazwie Bënjë. Można się tam rozbić z namiotem, zaparkować kamperem, a następnie (rzecz jasna) wymoczyć umęczone ciało w mineralnych gorących źródłach. Czy można tam jeszcze inaczej spędzić czas? Jasne! Jeśli szukacie bazy dla swojego namiotu, ciekawych szlaków na kilka dni spacerów i błogiego oderwania od pędu życia to Lengarica, ale też park w ogóle, wydają się być do tego stworzone.
______________________________________________________________________________
W parku Bredhi i Hotovës-Dangëlli.

To specjalne miejsce położone jest głównie w okręgu Gjirokastra. Obszarowo jedno z największych, ale jednocześnie są to również najmniej znane tereny chronione w Albanii. Na razie nie konkurują z takimi jak: Butrint, Theth czy Valbona, a zupełnie niesłusznie. Jest tam górzysto, lecz w inny niż w Alpach Albańskich sposób, do morza też daleko. Jednak obszar ten charakteryzuje się pięknymi, pełnymi endemicznych roślin łąkami, lasami tam starymi, że uważa się je za jedne z najstarszych na całych Bałkanach.

Pejzaże wypełnione górami i wzniesieniami pokryte są drzewami, wśród których znaczny udział ma emblematyczny gatunek jodły (bredhi = jodła). Wśród lasów migają od czasu do czasu polany i pola uprawne. Bardzo rzadko napotykamy tam osady ludzkie, lecz wycieczka do jednej z nich potrafi przenieść nie tylko w miejscu ale i w czasie. Całość uzupełnia wspomniana dolina rzeki Vjosa zamykająca teren parku Hotovës – Dangëlli od strony zachodniej .

Zanim zawitaliśmy w te okolice, dane nam było oniemieć z zachwytu na terenach wokół rzek: Cemi, Vermosh, Thethi, Shale w Albanii Północnej. Vjosa i jej otoczenie są nie mniej spektakularne! Rzeka toczy wody tak błękitne, jak czasem widuje się na dziecięcych i nierealnych malowankach. Turystów w zdecydowanej większości przyciąga kanion Lengarica i położone tam gorąca źródła Banjat e Bënjës. Warto zaznaczyć, że wylegiwanie się jedynie w basenie termalnym jest czasem po połowie straconym. Okolica jest tak piękna, że nie można zmarnotrawić piękna, którym tak hojnie obdarowuje. Korzystajcie!
Kanion Lengarica- jak się tam dostać?

Do kąpielisk termalnych ulokowanych na obrzeżu kanionu dotarliśmy z Përmetu w kilku etapach. Najpierw, busem kursującym regularnie dojechaliśmy do miejscowości Petran. Z tej sennej wioseczki wystartowaliśmy pieszo wzdłuż mało ruchliwej drogi w kierunku Bënjë. Oba te miejsca dzieli dystans mniej więcej 6 km. Droga prowadzi doliną w górę rzeki Lengarica. Jest tam naprawdę pięknie! W sezonie turystycznym istnieje prawdopodobnie opcja dojazdu nad gorące źródła bezpośrednio z Përmetu busikami prywatnym, lecz zdecydowanie odbywa się to w godzinach porannych. Dla niecierpliwych i z zasobniejszą kieszenią istnieje również szansa na kurs taksówką. Szczegóły z pewnością przybliżą Wam lokalni mieszkańcy. Nam pomogli za każdym razem, kiedy zwróciliśmy się z jakimś zapytaniem. Życzliwość tych ludzi także jest wspaniałą wizytówką miejsca.
Biwak i kemping nad Lengaricą.

Takowa opcja istnieje i znacznie ułatwia dłuższy pobyt w tym urokliwym zakątku. Nie spodziewajcie się natomiast póki co wielkich udogodnień, czy rozbudowanej na zachodnioeuropejską modę infrastruktury biwakowej. Szałasy gastronomiczne najwyraźniej zniknęły z krajobrazu, a toalety i prysznice są w fazie powstawania. My dotarliśmy tam z własnym prowiantem (na szczęście…) lecz każdego dnia, na kilka godzin przybywali do Bënjë lokalni sprzedawcy dóbr głównie rzemieślniczych i domowych: rakij, herbat górskich, lokalnych smakołyków i miodów. Czasem nielicznym z nich zawieruszyła się wśród tych skarbów zimna butelka z mineralną, czy kilka puszek z zimnym piwem. Sprawiało nam to sporo radości, bo od najbliższego sklepu dzieliły nas kilometry. Jeśli dysponujecie własnym samochodem możecie go zostawić na parkingu przy źródłach, obowiązkowo uiszczając opłatę. Jeśli posiadacie tylko namiot, to możecie się rozbić na dość przestronnym placu nad rzeką. Nie mamy pewności co do opłat „za namiot”, ponieważ pan parkingowy nie podszedł do nas ani razu, więc de facto spaliśmy bezkosztowo.
O basenach termalnych Bënjë zdań kilka.

Bezsprzecznie jest to atrakcja number one. W podgrzanych geotermalnie do ok. 30°C mineralnych wodach pławią się zgodnie i Albańczycy, i zagraniczni turyści. Dobro wypływające wprost z ziemskich głębin zostało ujęte w kamienne tamy i tak oto powstały przyjemne baseny, wspaniale zgrywające się z plenerem naokoło. W krajobrazie wyróżnia się szczególnie jeden zbiornik, lecz pod wygiętym w łuk, kamiennym mostem przycupnął kolejny- mniejszy, a w stronę kanionu znajduje się ich jeszcze kilka, lecz zdecydowanie drobniejszych i płytszych.

Bogate w siarkowodór wody pachną w swoisty sposób, jednak oznacza to jednocześnie, że są one lecznicze. Miejmy nadzieję, że miejsce to zostanie utrzymane w podobny sposób i w przyszłości- bez plastikowych zjeżdżalni w krzykliwych kolorach i nachalnych sprzedawców kijków do selfie.
Ura e Kadiut- most Kadiu nad Lengaricą.

Ten okaz średniowiecznej architektury kamiennej został wzniesiony na polecenie słynnego Alego Paszy z Tepeleny, ale już w czasie gdy ten rezydował w Ioaninie. Półeliptyczna konstrukcja rozpięta ponad nurtem jest jednocześnie częścią większego szlaku karawan z Ioaniny przez Tepelenę, aż do Elbasanu. Sieć owych historycznych traktów wiodła przez tereny współczesnej Albanii już w czasach przed tureckich, lecz to Turcy dodali jej nieco infrastruktury, do których zalicza się m.in. egzemplaryczny Ura e Kadiut. Pomimo, że są to mocno wiekowe budowle, na terenie Albanii i północnej Grecji (zwłaszcza w rejonie Zagori) zachowało się sporo takich egzemplarzy w naprawdę dobrym stanie. Pięknie dopełniają krajobrazu, świadczą o umiejętnościach ludzi, którzy mieszkali na tamtych terenach przed setkami lat. Nic zatem dziwnego, że zdobią niejedną pocztówkę, czy też stronicę w przewodnikach krajoznawczych.


Benjë-Novoselë- wioska z kamienia.

Jeśli znajdziecie czas, bardzo polecamy Wam wędrówkę szlakiem znad źródeł do wsi Benjë-Novoselë. Bardzo łatwo tam trafić i jest to dystans zaledwie kilku kilometrów (posiłkujcie się np. mapy.cz) Jeśli wycieczka ta pozostawi w Was poczucie niedosytu to wiedzcie, że park Hotovës-Dangëlli bogaty jest w szlaki, w tym te bardziej wymagające. Tutaj polecamy zajrzeć na lokalną stronę w poszukiwaniu inspiracji: http://www.visitpermet.org/permet/index.php/en/hiking-trails. Jeśli chodzi o ten wybrany tego dnia przez nas, to nie skłamiemy kiedy napiszemy, że podobało się nam tam naprawdę mocno.

Wędrowaliśmy polną drogą wijącą się wśród zalesionych wzgórz. Nad tymi niższymi górowało na horyzoncie bardziej spektakularne, spowite chmurami pasmo Maja Poliçanit, leżące już jednak poza obrębem parku. Mijaliśmy ulokowane wzdłuż szlaku poletka uprawne, należące do nielicznych mieszkańców wioski Benjë-Novoselë. Zdarzyło się nam i spotkać samych lokalnych, którzy pracowali niespiesznie korzystając z pomocy osłów. Doprawdy sielski i jakże nie spotykany już w naszych szerokościach geograficznych widok!

Cerkiew św. Marii woła dźwiękiem dzwonu.

Już ze sporego dystansu towarzyszył nam widok na wyróżniającą się w krajobrazie cerkiew św. Marii. Świątynia okolona jest szpalerem wyrośniętych ponad miarę cyprysów o ciemnozielonej barwie. Obiekt jest stosunkowo nowy i doprawdy malowniczo położony. Minęło kilkanaście minut podczas których zachodziliśmy w głowę, jak dostać się do wnętrza. Wtedy z pomocą przyszła nam jedna z nielicznych mieszkanek. Poradziła, by uderzyć w cerkiewny dzwon, wtedy zjawi się jego opiekunka. I tak się stało w rzeczy samej. Już po chwili podziwialiśmy w ciszy dość surowe wnętrze bożnicy, co jest w sumie nietypowe dla świątyni dedykowanych wyznaniu prawosławnemu. Na zakończenie podarowaliśmy miłej pani drobną opłatę z nadzieją, że wynagrodzi jej to oderwanie się od codziennych obowiązków.

Przeszłość zamknięta w kamieniu.
Następnie wkroczyliśmy na mało przedreptywane kamienne ścieżki wiodące zaledwie na kilkadziesiąt metrów. Benjë-Novoselë to bardzo mała osada więc można ją przejść wzdłuż i wszerz raptem w kilka minut. Zostało w niej już bardzo niewielu mieszkańców. Jest to zresztą typowy problem dla wsi w tym rejonie. W zasadzie stąd, aż po granicę grecką- na południu- i macedońską- na wschodzie- nie znajdziemy wsi, której by to zjawisko nie dotknęło.

Już w okresie międzywojennym doszło tu do kilku fal emigracji, głównie do Francji i USA. Lata komunizmu zastopowały migrację zewnętrzną, ale wewnętrzna nabrała rozpędu. Na wsie wysyłano dysydentów, jednocześnie wielu mieszkańców tych osad siłą przenoszono do miast, tworząc z nich robotnicze zaplecze dla Tirany, Elbasanu czy Vlory. Na przełomie wieków, emigracja jeszcze przybrała na sile, pozostawiając większość wiosek wyludnionych.

Zresztą, odwiedzając Benjë-Novoselë możemy się też przekonać dlaczego. Życie tutaj jest niezwykle trudne, wioski spora część roku pozostają odcięte od świata. Mimo, że ta akurat jest zelektryfikowana, wiele wsi głębiej w górach nie ma tego szczęścia. Życie tu wygląda na ciężki kawałek chleba, a uprawa niewielkich pól ledwo zapewnia możliwość własnego utrzymania. Nic więc dziwnego, że ośrodki miejskie Albanii, a także Włochy czy Niemcy skusiły mieszkańców i przyczyniły się do wyludnienia regionu.

Pożegnanie w Petranie.

Na zakończenie wizyty w parku odwiedziliśmy ponownie Petran– tym razem na troszkę dłużej i to stamtąd mieliśmy zacząć naszą podróż etapami z powrotem do Gjirokastry. Wioska ta słynie nie tylko z pięknych widoków na Vjosę, na której można uprawiać rafting. Skusiła nas także świetnie zapowiadającym się (choć nieoficjalnym) miejscem do rozbicia namiotu.

Nad Petranem wyróżnia się w krajobrazie charakterystyczne wzgórze podziurawione jaskiniami, gdzie też odkryto ślady człowieka neolitycznego. Jaskinie stwarzają możliwość eksploatacji dla zaawansowanych speleologów a warto też dodać, że i polskie towarzystwa przyłożyły rękę do badań i odkryć w tym rejonie. Popołudnie spędziliśmy w petrańskiej kawiarni sącząc zimne, butelkowane piwo Korcza. Jednomyślnie stwierdziliśmy, że wizyta w tych okolicach to był wyborny pomysł, którego nie przyćmiło nawet lekko zatrważające spotkanie z psami pasterskimi. Oby więcej chwil w pięknych przyrodniczo miejscach, z dala od turystycznego cyrku! 🙂
______________________________________________________________________________
Planujesz wyprawę do Albanii?
Kliknij w obrazek poniżej i poczytaj o naszych wrażeniach i wspomnieniach z innych miejsc na mapie tego interesującego kraju: ☟