
Pustec nad jeziorem Prespa.
Dokładnie jestem w stanie przypomnieć sobie wszystkie emocje znad jeziora Prespa. Uczucie bycia mile widzianym gościem, kiedy siedzieliśmy w rozlatującym się busie, a jakaś starowinka trzymała mnie całą drogę za ramię i słysząc nasz słowiańsko-brzmiący język spekulowała z innymi pasażerami, że z pewnością jesteśmy „rusami”. Przypominam sobie zachwyt ciszą, potem zmęczenie upierdliwym wiatrem próbującym położyć namiot. Radość ze słońca, która skończyła się równie szybko, co pojawiła… Wracam myślami do chwil niepokoju, kiedy co noc, mniej więcej o 2.00 nad ranem słyszeliśmy jakieś osoby kręcące się koło namiotu. To zaledwie kilka wrażeń z wioski położonej z dala od turystycznego szlaku. Pustec potrafi zagrać na emocjach zakopanych w duszy i przykurzonych przez pęd codzienności. Zabytków tam brak, ale są przeżycia. Spełnione marzenie o „tych” Bałkanach.
„To je Makedonija!”

… to słowa, jakimi nas tam powitano natychmiast po wypokładowaniu się z leciwego wehikułu. Macedonia, nie żadna Albania (choć formalnie tak…) i żaden potworek jankeskiej dyplomacji z „północą” w nazwie. Na wieść, że jesteśmy Słowianami napotkani mieszkańcy pomimo nieśmiałości reagowali ze stonowaną, ale nieudawaną serdecznością. Jedynie bywalec wioskowego sklepiku, będący nieco na rakijowym rauszu pozwolił sobie na większe wylewności. W Pustecu faktycznie jest już Macedonia- 97% zamieszkujących tam osób to Macedończycy, zewsząd słychać macedoński, na sklepowych półkach macedońskie towary, widać też stare macedońskie flagi ze Słońcem Werginy.

Albania tam tylko administracyjnie. Daliśmy się z marszu porwać tej niepowtarzalnej atmosferze i na myśl nam nie przyszło, by nazywać ten rustykalny zakątek Albanią lub- co gorzej- Macedonią północną. Szkoda było burzyć u Pusteczan dobre wrażenie, a i nasze osobiste przekonania skutecznie nas przed tym powstrzymywały. Już w kilka minut wiedzieliśmy, że to będzie jeden z najczęściej przywoływanych we wspomnieniach bałkańskich zakątków. I tak było i jest w rzeczy samej!

______________________________________________________________________________
Też chcecie zobaczyć Pustec nad jeziorem Prespa?
Zatem pamiętajcie, że póki co bus w tym kierunku wyjeżdża z Korczy i tylko raz dziennie. O godzinę i czas odjazdu pytajcie w punkcie informacji turystycznej i potwierdzajcie na korczańskim dworcu autobusowym. Pojazd startuje spoza dworca, a godzina potrafi być loterią- my wyjeżdżaliśmy chyba o 11.00- to miejcie na uwadze. Przejazd zajmuje około godziny, a po drodze przekroczycie przełęcz Zwezde i znajdziecie się na granicy pomiędzy terenami etnicznie albańskimi, a macedońskimi. Warto dodać, że i do Grecji rzut beretem. Jeden z najmniej przekształconych i bardzo malowniczy trójstyk graniczny w Europie- my tego nie mogliśmy sobie odmówić.
______________________________________________________________________________
Co zobaczyć w Pustecu?

Do Pusteca nie jedzie się po zabytki. Jezioro Prespa i położone w okolicy wioski przyciągają klimatem i przyrodą. Jeśli jednak posiadacie zmysł dogłębnego eksploratora i na słowo fresk Wasze twarze nie przekształcają się w znudzoną masę to zanotujcie, że w Pustecu są dwa kościoły. W centrum wioski stoi świątynia pod wezwaniem św. Mikołaja. Poza wsią, tuż nad brzegiem jeziora Prespa ukrywa się za szpalerem cyprysów cerkiew św. Michała Archanioła. W obydwu zachowały się freski z XII-tego wieku.

Jeśli to mało, a dodatkowo zostaliście ubogaceni darem przekonywania spróbujcie np. w miejscowej kafanie umówić kogoś, kto przeprawi Was łódką na wysepkę Mali Grad. Nasze prośby i obietnice na zarobek nie zrobiły na bywalcach baru większego wrażenia. Zostaliśmy spławieni informacją o dziurawych (!) łodziach i na Mali Grad mogliśmy sobie tylko popatrzeć z dystansu.

A na tym małym skrawku lądu oblanym wodami jeziora Prespa zachowało się kilka skalnych cerkwi z interesującymi freskami. Najcenniejszym jest przybytek Najświętszej Marii Panny z XIV-tego wieku, ze świetnie zachowanymi freskami w stylu greckim. Na wizytę i zwiedzenie całej wysepki powinno wystarczyć około dwóch godzin.
Starzy ludzie i pola uprawne.

To najbardziej rzuca się w oczy i zapada w pamięci. Pustec dziwnie sentymentalnie gra na duszy, jest wehikułem czasu zabierającym do momentów, które utraciliśmy. Przenosi nas do prostego życia zatopionego w jakby odrębnym i inaczej upływającym czasie. Zwłaszcza wiosną chwile zdają się tam być odliczane nie według zegara, a po następujących po sobie kolejno wiejskich zajęciach. Po 5.00 wyprowadzanie wszystkich pusteckich trzód i sztuk bydła przez wynajętego pasterza. Śniadanie, a potem wymarsz z prostymi narzędziami na żyzne i pieczołowicie zagospodarowane pola otaczające jeziorną taflę.


Zielone zboże zdaje się być przedłużeniem akwenu i faluje niczym woda na wietrze. Nad głowami, w powietrzu przesyconym zapachem siana śmigają setki jaskółek, a w trzcinowiskach przeskakują z łodygi na łodygę niepozorne wielkością, ale nadrabiające terkotaniem i trzaskaniem trzcinniki. Spędziliśmy długi czas przyczajeni w chaszczach i podziwiając lokalną faunę i florę. Mieszkańcy natomiast nie byli zadowoleni na widok wycelowanego w nich obiektywu.


Nie bierze się to z uprzedzeń, czy wiary w to, że zdjęcie wykrada duszę, ale dla nich zdjęcia dobre to jedynie takie, na których są „zrobieni”. Taka szkoda… gdyby tylko mogli wiedzieć, że w ten sposób wyglądali dla nas idealnie. Na szczęście udało się mi przekonać kilka osób i teraz mam niesamowitą radość, że możemy Wam pokazać kilka twarzy mieszkańców z Pusteca nad jeziorem Prespa.

Słów kilka o jeziorze Prespa.

Doskonale kojarzycie Jezioro Ochrydzkie, jako to najtłumniej odwiedzane przez turystów. Zgadujemy, że i Jezioro Szkoderskie nie jest Wam obce (tu zapraszamy do naszych wspomnień znad tego akwenu, równie sielankowych: https://albumzpodrozy.pl/jezioro-szkoderskie-virpazar/) jednak Prespa to prawdziwy cud natury. Jej głębia sięga na 54 metry, a powierzchnia roztacza się 259 km². Jest połączona z sąsiednim jez. Ochrydzkim dzięki sieci podziemnych cieków dziurawiących wapienne skały. Jest to ewenement geologiczny, ale w okolicy nie ostatni.

Po albańskiej stronie znajdziemy imponujące złoża naturalnego asfaltu– bardzo mało zbadane. Spekuluje się również nad jeziorkami asfaltowymi, choć ze względu na specyfikę terenu ich istnienie jest niepotwierdzone. Jak to dobrze, że przyrodę żywą chroni się w stworzonych w tym celu parkach narodowych. Po albańskiej stronie na straży stoi Park Narodowy Prespa, po macedońskiej parki narodowe: Galiczica i Pelister. Grecja również utworzyła swój park narodowy oraz kilka dodatkowych form ochrony wybranych miejsc, w tym sąsiedniego jeziora – Mała Prespa. Jest to jeden z najlepiej zachowanych przyrodniczo i najciekawszych trójstyków granic w Europie. Okolice jeziora Prespa wprawdzie przegrywają turystycznie z jeziorem Ochrydzkim, ale wychodzi mu to zdecydowanie na dobre. Jest tu ciszej, spokojniej i bardziej swojsko niż tam, gdzie masowo pojawiają się turyści.
Parki narodowe w Albanii. Na straży przyrody?

Park Narodowy Prespa jest jednym z 15 parków znajdujących się na terytorium Albanii. Część z nich powstała na osobiste polecenie Envera Hodży, który zdecydowanie nie chciał być gorszym od sąsiedniej Jugosławii, prężnie wdrażającej plany ochrony cennych przyrodniczo terenów. Część to efekt działań albańskich przyrodników z lat 90-tych XX-tego wieku. Niektóre chronią stosunkowo mało znane (póki co…) tereny. Takimi są: np. Park Narodowy Zall-Gjocaj, czy Jablanica– obydwa dość trudno dostępne, co też sprzyja ich naturze i realnie chroni przed zgubnymi skutkami nierozważnych działań. Świetnie kojarzycie Park Narodowy Theth (o nim też już pisaliśmy: https://albumzpodrozy.pl/wyprawa-do-theth/) , przeradzający się sukcesywnie w kombinat turystyczny, co należy postrzegać jako realne zagrożenie dla cudnej tam przyrody.

Jeszcze inne, jak choćby Park Narodowy Lura stają się miejscem walki z rabunkową wycinką i pozyskiwaniem surowca drzewnego sponsorowanych przez zachodnie koncerny- choćby IKEA- czy najazdami dewizowych myśliwych, głównie z Włoch. Walka z tego rodzaju podłościami jest w Albanii bardzo ciężka, gdyż podatność lokalnych decydentów na korupcję i chęć szybkiego zarobku za wszelką cenę, przegrywają w większości ze zdrowym rozsądkiem i długofalowym myśleniem. Park Narodowy Prespa zyskuje swoim położeniem. Nie tylko przyrodniczo, ale właśnie pod względem ochrony dóbr i bogactw naturalnych. Dla władz centralnych teren ten wydaje się ciągle mało atrakcyjny, jest też trudno dostępny komunikacyjnie. I bardzo dobrze…


Jeśli na pelikany (oraz wiele innych), to zdecydowanie nad Prespę!

Lecz królem jeziora jest wbrew pozorom nie pelikan kędzierzawy, ale kormoran mały. Tutaj pozwolimy sobie na kilka osobistych dygresji i porównań. Kormoran nadal jest masowo odstrzeliwany nad jeziorem Ochrydzkim, szczęśliwie właśnie nad Prespą znalazł swoją spokojną przystań. Władze macedońskie już wdrożyły program ochrony złą sławą owianych kormoranów, ale w Albanii brzeg jeziora Ochrydzkiego wciąż stanowi miejsce do polowania na te ptaki. Czynią to miejscowi, próbujący potem sprzedawać wianki zabitych ptaków turystom. Wtórują im zagraniczni myśliwi. Żałosne hobby, bo jest to ptak niejadalny i nie da się logicznie wytłumaczyć żądzy bezmyślnego zabijania dla sportu. Na szczęście nad Prespą kormoran mały żyje spokojnie. Jego sąsiadem jest pelikan kędzierzawy, który gniazduje tu znacznie liczniej niż nad jez. Szkoderskim.


Niektórzy polscy blogerzy piszą o jez. Szkoderskim, nazywając go prawdziwym „pelikanim rajem”. Donoszą o setkach tych ptaków, a w rzeczywistości one prawie tam nie gniazdują (poza kilkoma, nielicznymi parami), a liczniej pojawiają się tylko na przelotach. Prespa jest obok delty Dunaju, najciekawszym pelikanim zakątkiem w Europie. Oprócz tych ptaków, żyje tam całkiem sporo trzcinników, różne gatunki czapli, cała masa ptaków śpiewających, w tym bardzo ciekawy i piękny gatunek drozda – modrak. Są też dudki- jeden towarzyszył nam z resztą na naszym biwaku, co rano próbując nas swoim pohukiwaniem najpewniej przegonić ze swojego rewiru. Wody jeziora stanowią dom dla wielu gatunków ryb i płazów.

W okolicy aż roi się od ciekawych gadów– tym fascynującej, ale niebezpiecznej żmii nosorogiej. Miłośnicy motyli i innych owadów również nie poczują się zawiedzeni. My sami, nawet bez szczególnego wysiłku widzieliśmy sporo gatunków, więc dla osób nastawionych na ten rodzaj turystyki wody i brzegi jeziora Prespa będą najprawdziwszym rajem!

Spełniony sen o rustykalnych Bałkanach.

Lubimy bałkańskie miasta i miasteczka (no może nie Podgoricę, Tiranę, czy inny Elbasan…) jednak to wieś i przyroda ciągnie nas, jak silny magnes. Pustec zrealizował nasze marzenie o pobyciu na Bałkanach tych z dala od turystycznego zgiełku. Był miejscem, gdzie nikt nie udaje przed turystami. Zapewnił nam realny bałkański klimat, wiódł krętymi ścieżkami przez malownicze zakątki, pełne po brzegi nieprzekształconej przyrody.


Pozwolił obserwować prostych, skupionych na swoich zadaniach ludzi. Budzą oni niesamowity podziw- ich zaangażowanie i uwaga poświęcona codziennym i niejednokrotnie wyczerpującym zajęciom. Pusteczanie pracują ciężko i z wielkim szacunkiem. Widzieliśmy staruszki zgarbione przez czas i ciężkie życie niemal do ziemi, nadal jednak uwijające się żywo na przydomowych obejściach. Jedyne, co wtedy myślisz, to że ich od tych poświęceń nie uwolni emerytura, ale dopiero śmierć.


Była to miejscowość, gdzie sami jadąc by zobaczyć coś- w naszym mniemaniu- atrakcyjnego, sami bezsprzecznie za taką atrakcję zostaliśmy uznani. Mieszkańcy nie narzucali się nam jednak. Co najwyżej obdarzali ciepłym zainteresowanym uśmiechem lub wysłali młodego, naiwnego chłopaka na rowerze na tzw. rekonesans. Mało liczna, wioskowa młodzież przyszła pierwszego wieczoru postać w pobliżu naszego namiotu, nie nawiązując z nami żadnej interakcji lecz bez słów wyczuliśmy akceptację, zainteresowanie i dobre nastawienie.


Po jednej z wietrznych nocy, postanowiliśmy się w desperacji i wielkiej tajemnicy rozbić obok przyjeziornej cerkwi, by jej ściany i rząd cyprysów nieco nas osłoniły od kaprysów pogody. Za mniej więcej godzinę, kupując pieczywo w sklepiku usłyszeliśmy, że nareszcie poszliśmy po rozum do głowy i że batiuszka na pewno nie będzie miał nic przeciwko… Tam nie ukryje się nic. Ot uroki małych, żyjących swoim życiem wsi. To wszystko było piękne i w takich miejscach chcielibyśmy bywać jak najczęściej.


______________________________________________________________________________
W kolejnym wpisie zaprezentujemy Wam ogólne i ukryte uroki nadmorskiego Dhermi i Qeparo. Oprócz tego serdecznie polecamy nasze pozostałe wpisy z kategorii „Albania”- tam różne, być może inspirujące dla Was teksty. Dziękujemy!
Pozostałe wpisy z kategorii:https://albumzpodrozy.pl/category/albania/