Jak najlepiej i najprzyjemniej poznawać maleńką wyspę Gozo? Oczywiście na piechotę! Niewielka pomoc autobusów się przydaje, ale tylko po to, żeby dotrzeć na start interesujących szlaków. Szlaki na Gozo są dość liczne, jednak z oznaczeniami bywa różnie. My wspomagaliśmy się przewodnikiem wydawnictwa Bradt– zabieramy je wszędzie, jeżeli są tylko dostępne dla danego miejsca. Co prawda, w jednym miejscu przewodnik ten nas delikatnie zawiódł przez brak szczegółowości (o szlaku-niewypale z Xaghra do Nadur piszemy tutaj). Wiemy, że jest też dostępny przewodnik „Gozo 10 Great Walks”, którego nie mieliśmy, ale po zapoznaniu się z nim możemy go rekomendować wszystkim piechurom.
Szlaki na Gozo: z Xlendi do Dwejra.
Do Xlendi– znanego wśród turystów miasteczka na południowo-zachodnim wybrzeżu Gozo– dotarliśmy z Marsalforn autobusem. Szlak do Dwejra zaczyna się schodami na stromym, skalistym nabrzeżu zatoki- naprzeciw placyku z przystankiem i pętlą autobusową.



Minęliśmy zabudowania Xlendi i od razu zabraliśmy się po podejścia. Na początku było trochę forsownie i przede wszystkim stromo- zwłaszcza na odcinku, gdzie kończą się schodki i trzeba się nadal było wspinać na klif.

Po kilkunastu minutach dotarliśmy na górę i mogliśmy podziwiać wspaniałe widoki w dół, na zatokę z Xlendi Tower, czyli wieżą strażniczą.

Joannici budowali wieże strażnicze na wszystkich wyspach i umieszczali w nich załogi, których członkowie ostrzegali przed ewentualnymi atakami floty tureckiej i berberyjskich piratów. Dziś wieże te podziwiać można w krajobrazach zarówno Malty, jak i Gozo. Na Comino również znajduje się jedna z takich wież.
Patrząc w innym kierunku podziwialiśmy niemal cały interior Gozo. Byliśmy bardzo zdziwieni, bo na szlaku, oprócz nas, nie było nikogo innego.
W kierunku Wardija Point.
Kontynuując marsz po klifie trzymaliśmy się oznaczeń w postaci małych stosów kamieni i metoda ta okazała się niezawodna. Nieco później- u samej góry- by trafić na właściwy szlak postanowiliśmy skierować się na drogę bitą, która przebiega obok farm i dalej w kierunku Wardija Point. Aby dotrzeć na ten trakt, trzeba kierować się polami z klifu nad Xlendi w kierunku północnym. W okolicach farmy trzeba iść w lewo, czyli dokładnie na zachód.

Najlepszym rozwiązaniem jest posiadanie urządzenia obsługującego aplikację maps.me, albo profesjonalnego przewodnika ze szczegółowymi mapkami terenu. Wciąż idąc dotarliśmy do okolic maleńkiego jeziorka, będącego zarazem rezerwatem płazów.
W tamtym miejscu natrafiliśmy już na wyraźne oznaczenia szlaku wskazujące prawidłowy kierunek. Szliśmy dalej, kierując się ciągle na zachód, do Wardija Point. Wzdłuż szlaku położone są liczne ogródki i działki, a wkrótce droga rozdziela się na dwie równoległe. Szeroki trakt wiedzie dalej w pewnym oddaleniu od krawędzi klifu, a jego brzegiem prowadzi dość dobrze wyznaczona ścieżka. Lepiej jest wybrać tę drugą, bo trakt może wywieść nas w pola, z których trzeba będzie zawracać. Maszerując ścieżką wiodącą klifem należy trzymać się od jego krawędzi w bezpiecznej odległości!

Przejście szlakiem w tamtej okolicy było dla nas bardzo pozytywnym doświadczeniem. Wokół panował totalny spokój, byliśmy z dala od tłumów turystów. Maszerowaliśmy w zupełnej ciszy i cieszyliśmy się każdym pokonanym metrem. Szlak wiodący tamtędy jest łatwy i nie trzeba się wspinać, ani męczyć. Wystarczy iść ścieżką i delektować się niezapomnianymi widokami. W taki sposób dotarliśmy do przylądka Wardija, gdzie znajdują się ruiny zabudowań i charakterystyczna skała. Po minięciu tego miejsca otworzył się przed nami widok, który odebrał nam mowę i którego długo nie mogliśmy zapomnieć. Widzieliśmy w całej okazałości wybrzeże Dwejra wraz ze słynnym Azure Window, które niestety runęło do morza po sztormie w marcu 2017 r. Jakie to szczęście, że zdążyliśmy ja zobaczyć przed tym przykrym zdarzeniem…

Z Wardija Point do Dwejra.
Azure Window było intrygującą formacją skalną i prawdziwym symbolem Wysp Maltańskich. W jego okolicy kręcono sceny m.in.: z Gry o Tron czy Hrabiego Monte Christo. Dzisiaj jego ruiny położone są pod wodą i mogą zwiedzać je tylko nurkowie. Na szczęście było nam dane zobaczyć Lazurowe Okno na własne oczy i szkoda, że zdjęcia nie są w stanie przekazać, jak piękne i spektakularne było to miejsce. Z Wardija Point maszerowaliśmy ścieżką praktycznie nad samym brzegiem klifu- oczywiście cały czas zachowując bezpieczną odległość. Osoby z lękiem wysokości mogą nie czuć się zbyt zadowolone, ale cel z pewnością doda sił. Szlak był świetnie zaznaczony w terenie i nie sposób było go zgubić.

Do przejścia pozostał nam dość spory odcinek. Po drodze minęliśmy widoczną w dolę Zatokę Dwejra i położoną na jej wodach skałę Fungus Rock.

Fajnie było spojrzeć w tył i zobaczyć trasę, którą do tej pory już pokonaliśmy. Czuliśmy nieograniczoną przestrzeń i momentami od tych wrażeń i wysokości kręciło nam się w głowach. Widzieliśmy stamtąd już całe rzesze turystów oblegających Dwejra, w tym tych również nieodpowiedzialnych, którzy pomimo surowych zakazów chodzili po skalnym łuku Azure Window. Nie brakowało wśród nich i takich, którzy zeskakiwali stamtąd do morza.

Nam w zupełności wystarczyło podziwianie tego wyjątkowego miejsca z pewnej odległości. Następnie zeszliśmy po skałach w kierunku Inland Sea. Jest to dosyć ciekawa formacja geologiczna: morze wpływa przez wąski przesmyk w skałach tworząc zbiornik przypominający jezioro wśród skał. Jest to doskonałe miejsce nurkowe, a o innych takich wokół Gozo możecie przeczytać tutaj.

Krótkie podsumowanie:

Na całym szlaku spotkaliśmy dosłownie jedną osobę, jest więc on doskonałą propozycją dla szukających spokoju, ciekawych widoków i kontaktu z naturą. Szliśmy nim trzy godziny, ale z licznymi przystankami na zdjęcia i podziwianie okolicy. Bez problemu można zatem przejść tą trasą w czasie o połowę krótszym. Jego długość to zaledwie ok 4,5 km. Najbardziej męczące na całym szlaku jest wyjście po schodach w Xlendi, lub podejście z Dwejra, jeśli zdecydujecie się na start z tego właśnie miejsca. Przez cały czas należy trzymać się w bezpiecznej odległości od klifów i obserwować okolicę, ponieważ zauważyliśmy łuski po nabojach, którymi kłusownicy strzelają po ptaków. Ogólnie: NAPRAWDĘ WARTO i polecamy, jeśli zależy Wam na poznaniu Gozo z innej perspektywy.