

Flores.
Szósta co do wielkości wyspa należącego do Portugalii atlantyckiego archipelagu Azorów. Zamieszkała przez niespełna 4000 mieszkańców, o powierzchni zaledwie 143 km kwadratowych. Najdalej wysunięta na zachód część kontynentu europejskiego. Mały raj na Ziemi… By się jednak o tym przekonać najpierw musieliśmy tam dotrzeć. Naszą podróż rozpoczęliśmy w Berlinie, a po dwóch dniach i przesiadkach w Porto i Ponta Delgada, przybyliśmy na najdalej na zachód wysunięty skrawek naszego kontynentu. Wyspa przywitała nas piękną pogodą, zupełnie inną od naszych oczekiwań. Tyle relacji podkreślało kapryśność pogody azorskiej, że przed wyprawą nie spodziewaliśmy się niczego dobrego. Powitało nas jednak czyste niebo i niewielki wiatr. Warunki idealne zwłaszcza, że tym razem mieliśmy z sobą namiot. Po dwóch tygodniach na Azorach stwierdziliśmy zgodnie, że jest to niezły pomysł na nocleg. Nie zdecydowaliśmy się również na wypożyczenie białego samochodziku, a Flores okazała się być idealną dla piechurów. Ani przez moment nie żałowaliśmy, że zdecydowaliśmy się na poznawanie jej w ten sposób.
Pierwsza noc pod namiotem.

Z samolotu wysiedliśmy około 16.00. Lotnisko w Santa Cruz (na mapie oznaczone numerem 1) jest malutkie, ale całkiem przyjemne. Zrobiliśmy w miasteczku szybkie zakupy i ruszyliśmy w stronę centrum wyspy, na poszukiwanie dogodnego miejsca na pierwszy nocleg. Droga już od początku wspinała się dość licznymi serpentynami ostro w górę. W ten sposób w ciągu dwóch godzin pokonaliśmy 400 metrów przewyższenia. Na horyzoncie widać było sąsiednią, maleńką wyspę Corvo.

Dookoła panowała cisza i naprawdę sielskie klimaty. Na pastwiskach leniwie wypasały się królowe azorskich łąk- krowy. To właśnie obecność pastwisk dawała nam nadzieję na miejsce pierwszego noclegu na którejś z łąk. Tu mała dygresja:
- nocowanie na dziko nie jest na Azorach mile widziane. Każda z wysp azorskich posiada wytyczone pola kempingowe, wyposażone w wodę, czasem prąd, miejsce na grilla i stoliki przy których można zjeść. Lepiej wyposażone są płatne. Oprócz tego przy szlakach dość często można spotkać altany i miejsca, w których można awaryjnie się rozbić na nocleg. Niezbyt przychylnie patrzy się natomiast na naruszanie własności prywatnej bez zgody właściciela. Całkowicie karygodne i ścigane jest rozbijanie się w rezerwatach i miejscach chronionych.
Dzień chylił się już mocno ku końcowi, a my nie byliśmy w stanie dotrzeć do żadnego konkretnego miejsca, w którym można na spokojnie rozbić namiot. Zatrzymaliśmy się przy pastwisku ogrodzonym murkiem, tuż za którym wypoczywało sobie stadko krów. Intuicja podpowiadała nam, że powinien niebawem- przed nocą- zjawić się ich właściciel. Wtedy można byłoby zapytać o możliwość rozłożenia namiotu na jego łące. To jedyna opcja, jaka nam w tym momencie pozostawała. Zdjęliśmy z pleców ciężkie bagaże, ubraliśmy polary i rozsiedliśmy się nam murku, przygotowani na dłuższe czekanie. Nie minęło jednak nawet 15 minut, kiedy tuż obok nas podjechała furgonetka! Właściciel pastwiska nie rozumiał niczego po angielsku, ale w momencie w którym wskazaliśmy mu nasz namiot i ewentualne miejsce na nocleg, zgodził się bez żadnych uprzedzeń. Mieć takiego farta, na odludziu to niezła rzecz 🙂

Gospodarz zjawił się też rano, więc mogliśmy mu podziękować za uprzejmość. Po śniadaniu z azorskiego chleba i sera oraz gorącej porcji kawy byliśmy gotowi maszerować do Fajã Grande- miasteczka po drugiej stronie wyspy.
Przejść Flores wszerz… idealny trek!
Flores pomimo, że należy do Europy jest położona na północnoamerykańskiej płycie tektonicznej. Zarówno ona jak i sąsiednia Corvo zaczynały powstawać na skorupie oceanicznej około 9-10 mln lat temu. Początkowo, jako masa skalna znajdowały się pod poziomem morza, a później obie wyspy zostały wypiętrzone ponad poziom morza. Aktywne wulkanicznie były od ok. 670 000 do 3 000 lat temu. Skutki tego można obserwować w pięknie ukształtowanym krajobrazie do dziś. Są to m.in.: jeziora kalderowe o nazwach Lagoa Negra, Comprida, Seca i Branca. Akweny te są stosunkowo płytkie. Powstały one, kiedy woda deszczowa zalała płasko sklepione kratery powstałe dawno temu. Te charakterystyczne formacje powstały w przeszłości podczas wielu wybuchów pary wodnej, ogrzewanej przez podnosząca się magmę. Nie utworzyły się wtedy typowe dla aktywności wulkanicznej stożki, a wyrzucany materiał skalny układał się w specyficzne obręcze wokół kraterów. W środku formowała się depresja zalewana powoli wodą deszczową. Część takich jeziorek w centrum Flores przetrwało jako okresowe, część z nich wyschła tworząc doskonałe warunki do powstania spektakularnych torfowisk, dziś objętych ochroną i patronatem UNESCO. Jeziora te i wszelkie inne formy geologiczne znajdują się w centralnej części wyspy. Nim tam dotarliśmy, pokonaliśmy kilka kilometrów poprzez interior.

Po drodze mieliśmy dość sporo przystanków, aby pozachwycać się krajobrazami z punktów widokowych. Te najbardziej warte zobaczenia nazywają się miradouros. Jednym z nich jest miradouro Pico da Casinda (nr 3 na mapie), z którego roztacza się panoramiczny widok na wnętrze i północ wyspy. Przy dobrej pogodzie świetnie widać stamtąd Corvo i wyróżniający się w terenie stożek Pico da Sé.

Kontynuując trekking znaleźliśmy się na kolejnym miradouro- tym razem Ribeira da Cruz z widokiem na górę Lomba da Vaca, z której spływają liczne wodospady. Warto dodać, że cała ta trasa prowadzi drogą asfaltową, ale nie można tego w żadnym wypadku uznać za wadę. Droga ta jest rzadko uczęszczana, w bardzo dobrym stanie, a kultura i życzliwość miejscowych kierowców sprawiają że marsz jest przyjemnością.


Interior Flores. Rezerwat Morro Alto.

Na wysokości ok 650-700 m zaczął się dla nas marsz przez płaskowyż porośnięty częściowo przez lasy oraz torfowiska, które z bliska wyglądają, jak zielona, puszysta gąbka.

Wędrowaliśmy wśród okolicznych wzgórz, porośniętych jedynie trawą, z której co jakiś czas wystawały skałki wulkaniczne. Krajobrazy interioru swoją pustką, spokojem i poczuciem dużej, wolnej przestrzeni przypominały widziane w przeszłości tereny południowej Syberii, Ałtaju czy Mongolii. Taka odwrotność dla soczyście zielonego i bujnego wybrzeża Flores. Nie widać było już Oceanu Atlantyckiego, a w terenie wyróżniały się jedynie porośnięte niskimi krzewami wzgórza.


Był to rezerwat Morro Alto, przez który prowadził szlak PRC3FLO, pozwalający dotrzeć do jezior kalderowych. Szlak jest łatwy i poradzi sobie na nim nawet niedoświadczony piechur. Widoki na jeziora są naprawdę cudowne!

Najpierw dotarliśmy do Lagoa Seca, a nieco później do Lagoa Branca.

Następnie dotarliśmy nad Lagoa Negra zalewające Caldeira Funda i blisko sąsiadujące z nim Lagoa Comprida(na naszej mapie nr 4). Jest to miejsce, które wręcz bezdyskusyjnie trzeba zobaczyć na własne oczy będąc na Flores.

Jeziora mają różną głębokość. Specjaliści podają, że Lagoa Negra ma aż 108 metrów głębokości. Dużo głębiej w stosunku do płytkiej i niekiedy znikającej Lagoa Seca. Kontemplowaliśmy te cuda natury w zupełnej samotności i ciszy.


Przez cały dzień marszu wszerz Flores nie spotkaliśmy innych piechurów. Gonił nas jedynie czas, bo do pokonania pozostał dość spory dystans. Minęliśmy jedną z nielicznych na Flores rzek kierując się na kolejne miradouro do Portal ( na mapie nr 5), z którego widać było już jak na dłoni położone w dole miejscowości Fajãzinha i Fajã Grande.


Podziwialiśmy z tego miejsca znajdującą się w oddaleniu ścianę wodospadów, których wody wpadają do ukrytego w zaroślach Lagoa dos Patos, o którym pisaliśmy tutaj .


To jeden z najwspanialszych widoków na Flores. Warto było poświęcić kilka minut dla niezapomnianych wrażeń.
Pole kempingowe w Fajã Grande. Pora rozbić bazę.
Słowo fajã (czyt. faża) oznacza w języku portugalskim osuwisko. Słynne fajã znajduje się na innej azorskiej wyspie- São Jorge, ale i Flores posiada rzecz jasna swoje. Jedno opisane jest jako grande i jest największe. Od ostatniego miradouro trasa kierowała nas już momentami dość mocno w dół. Schodziliśmy drogą prowadząca przez las, przypominający w zasadzie dżunglę.

Z każdym metrem robiło się też coraz cieplej. Towarzyszyły nam setki ptaków, a między nimi również endemiczny gatunek gila azorskiego i całkiem nowe krajobrazy. Do miasteczka Fajã Grande dotarliśmy o 18.00 solidnie zmęczeni po całym dniu marszu.

Zwłaszcza ostatni odcinek- w dół- mocno dał w kość. Pokonaliśmy główną ulicę miasteczka i za drogowskazami skierowaliśmy się na pole biwakowe (na mapie nr 6). Jest ono dobrze oznaczone, a podczas pobytu w kwietniu nie było na nim wielu gości. Było ono wtedy również bezpłatne. Wybraliśmy dla siebie jedną z ogrodzonych kamiennym murkiem parcel i po szybkim rekonesansie zlokalizowaliśmy prysznice z zimna wodą. Były też paleniska z grillami i betonowe stoliki z widokiem na ocean. Idąc tam, nie wiedzieliśmy, czego można się spodziewać. Jak widać, zastaliśmy wszystko, czego nam było potrzeba. Dodatkowo miejsce było dość dobrze utrzymane i czyste. O pola kempingowe dba autonomiczny rząd Azorów- świetnie, że mają coś dla ludzi lubiących podróże z namiotem. Rozbiliśmy naszego Husky’ego, doprowadziliśmy się do ładu i nadeszła pora na relaks i planowanie kolejnych dni na wyspie. Dni, które były jedynie potwierdzeniem, że Flores była idealnym pomysłem na wypad z namiotem!

Jeśli zainteresował Cię ten tekst, może zainspirują Cię też nasze kolejne zapiski z Azorów?:
- ściana wodospadów nad Lagoa dos Patos na Flores
- organy skalne Rocha dos Bordões i inne jeziora kalderowe na Flores
- Furnas- pachnące siarką miasteczko na wyspie São Miguel
- Chá Gorreana, Furnas i Sete Cidades na São Miguel
- co i gdzie można zjeść na Azorach
- nasz mały poradnik i sugestie przed wyprawą na Azory
Dzięki za odwiedziny naszego bloga! 🙂